Śmierciośmieszki
Dłoń sama wędruje do twarzy i dotyka obolałego miejsca na szczęce. Przypominam sobie z uśmiechem, jak wczoraj mogłam zginąć bardzo komiczną i niedorzeczną śmiercią. Po pracy bowiem pojechałam zapchanym do granic tramwajem do oddalonej od centrum Miasta Na B dzielnicy w celu kupna używanego jednośladu. W obawie przed linczem rozwścieczonego i spoconego tłumu, który mógłby nie być zachwycony mną i niebieskim górskim rowerem próbującymi zmieścić się w środku publicznego transportu, postanowiłam sprawdzić go na trasie i wrócić do cywilizacji czując wiatr we włosach i ból w łydkach. W całkiem przyjemnej przejażdżce przeszkadzała mi jednak torba przerzucona przez ramię, która uporczywie zmieniała swoje położenie. Przy jednej z prób przywrócenia jej pozycji domyślnej szarpnęłam za pasek, który wyśliznął mi się z palców, a pozbawiona oporu dłoń przywaliła mi prosto w szczękę. Piękny podbródkowy. Mocniejszy mógłby doprowadzić do samonokautu i rozsmarowania na asfalcie przez który